Kończący się rok zwykliśmy zamykać rewizją powodzeń i sukcesów, a czasem analizą niepowodzeń czy porażek, zaczynamy też snuć plany, tworzyć listy postanowień na kolejny rok. A jak zakończyć dekadę? Jak rozpocząć nie rok, ale kolejne dziesięciolecie? Czego oczekuje(my) branża w 2020 roku? Co przyniosą jej lata dwudzieste? Jaka rysuje się perspektywa dla polskiego sektora spotkań? Pisze Paula Fanderowska, prezes Stowarzyszenia Konferencje & Kongresy w Polsce, w cyklu „Okiem eksperta SKKP”.
Stawiam na trzy aspekty, o których powinniśmy pamiętać, aby polski rynek spotkań, bo do niego chciałabym się odnieść, mógł rozkwitać (zapożyczenie z eksperckiej publikacji z lokalnego rynku) i dumnie realizować wzrost w globalnych statystykach. W przekonaniu o tym, że dysponujemy odpowiednimi zasobami (infrastrukturą, ale także profesjonalnymi zasobami ludzkimi) powinniśmy spokojnie działać, jak działaliśmy dotąd, tyle, że rynek globalny nie śpi. Tyle, że konkurencyjność rynkowa nie zasypia. Dlatego właśnie, by utrzymać atrakcyjność polskiego rynku, a może nawet ją wzmocnić, należy skupić się na pewnych celach. Ustalić, co może być istotne i na jakich obszarach powinniśmy – my branża – skoncentrować naszą uwagę.
Koherencja i współpraca
Zacznijmy od poczucia koherencji, sięgając po termin, który wprowadził Aaron Antonovsky w psychologii zdrowia, opierając swoją teorię na trzech składowych: zdolności zrozumienia wydarzeń (ang. comprehensibility), poczucia zaradności (ang. manageability) i poczucia sensowności (ang. meaningfulness). Przekładając te trzy istotne pojęcia na przestrzeń działania rynku spotkań, aby był on zdrowy i działał sprawnie potrzebne jest poczucie koherencji wśród wszystkich uczestników rynku. Tymczasem w opinii wielu europejskich ekspertów branża spotkań jest wciąż zaangażowana w walkę i mocno podzielona.
Wciąż brak jest zrozumienia, jak podmioty konkurencyjne na rynku mogą ze sobą współpracować. A jeśli zastosujemy literalnie wszystkie trzy składowe pośród nas interesariuszy rynku spotkań, to poczucie zrozumiałości będzie dotyczyło rozumienia rynku jako jednej spójnej przestrzeni, w której każdy z dostawców i uczestników jest zintegrowanym elementem. Poczucie zaradności zapewnimy poprzez poznanie wzajemne zasobów i poprzez komplementarne budowanie oferty. Do tego poczucie sensowności to określenie wspólnego celu, przy założeniu, że wspólny wysiłek i zaangażowanie ułatwi nam jego osiągnięcie. Wspólnie, nie zaś osobno. Przy połączonych siłach o kongres czy konferencję zabiegać będzie wówczas kilku interesariuszy (miasto, lokalne CVB, obiekt, PCO i inni dostawcy). Działając w sposób spójny, czyli koherentny budujemy współpracę i osiągamy więcej. Przy poczuciu sensowności chętniej podejmujemy wyzwania i łatwiej znajdujemy rozwiązania czy mierzymy się z problemami.
Spotkania zrównoważone i dostępne
Spotkania stały się globalne, a to oznacza, że uczestnikami są ludzie przybyli z różnych stref kulturowych. Świat zaczął dostrzegać problem, którego zdawaliśmy się nie zauważać. Chociaż łączy ich cel konferencji, to różni ich kolor skóry, wyznanie, nierzadko światopogląd, a nawet przyzwyczajenia żywieniowe. Tych różnic można byłoby wymieniać wiele. Jak zatem zorganizować wydarzenie, by minimalizować te różnice?
Świetne przykłady daje nam świat korporacyjny, w którym wielokulturowość jest nieodzownym elementem. Korporacyjny porządek zakłada poprawność bądź niepoprawność (ta naraża nas na krytykę, a nawet ostracyzm), uczy tolerancji i otwartości, a także eliminowania zjawisk dyskryminacyjnych i wykluczeniowych. Spotkania mogą być realizowane z wykorzystaniem tych samych zasad, z których korzystają wielokulturowe, globalne korporacje. Spotkania są tłumaczone na wiele języków, serwowane menu uwzględnia różnice kulturowe i religijne, a pokoje do modlitw są równie otwarte dla wyznawców różnych religii. Wielokulturowość może i działa, jeśli antycypujemy problem różnic kulturowych poprzez właściwe planowanie wydarzenia i eliminowanie barier pomiędzy ludźmi.
Dostępność wydarzeń wiąże się również z trudnym tematem niepełnosprawności w każdym jej zakresie, od sensorycznej po ruchową. Zapewne nie dokonamy przełomowych zmian, torując, a może raczej usuwając bariery tym, którzy mogliby brać udział w wydarzeniach. Natomiast wierzę, że każda dyskusja na ten temat posuwa nas do przodu w poszerzaniu dostępności wydarzeń. Może wreszcie na kongresach i konferencjach zaczniemy spotykać osoby niepełnosprawne ruchowo, a wózki inwalidzkie przestaną nas dziwić? Może przygotowując realizację wydarzenia, wykorzystamy aplikację The Compass, która w nowoczesny sposób pomaga nawigować osoby niewidome w obiektach użyteczności publicznej? Może zastosujemy pętlę indukcyjną, by wspomagała słuch w miejscu, gdzie odbywa się wykład czy warsztat? Ona z pewnością umożliwi osobom niedosłyszącym odbiór wyraźnego dźwięku poprzez cewkę telefoniczną. To zaledwie dwa przykłady i nie jest to science fiction. Nawet Lem byłby dumny, widząc, jak przemysł spotkań chłonie nowinki i jak w umiejętny sposób innowacje i nowe technologie wpływają na dostępność wydarzeń. Nie zapominajmy, że to my decydujemy, czy wydarzenia będą prawdziwie otwarte i dostępne.
Kobieca siła w branży
Gdzie są kobiety w branży? Czyż nie piastują wysokich stanowisk, nie kierują obiektami, nie są prezesami branżowych stowarzyszeń, nie szefują lokalnym CVBs, nie są prezesami firm? Rozejrzyjmy się wokół! A tymczasem sięgając po artykuł Johnalee Johnston „Where are all the female speakers?”, spotkamy się z dość wstrząsającą statystyką, otóż blisko 70 proc. (sic!) światowych mówców to mężczyźni.
Poddajmy zatem branżowej analizie, jak to jest z tym feminizmem w przemyśle spotkań. Jaki odsetek stanowimy my kobiety? Powiedziałabym, że niezaprzeczalnie spory. Co zatem stoi za fatalną dysproporcją, którą oszacowała firma Bizzabo (badanie przeprowadzone na próbie 60 000 speakerów w 23 krajach)? Uświęcone zwyczajem przekonanie o wiecznej dyskryminacji, ale czy na pewno? Otóż tekst obala wszystkie mity, jakoby przyczyną był niski odsetek kobiet specjalistów w branży (nieprawda), kobiety nie są ani mniej zdolnymi ani mniej porywającymi mówcami o mało donośnych głosach. Czyżbyśmy zatem same dały się przekonać i uwierzyły, że tak nas wychowano, z nikłą wiarą w nasze umiejętności, z wpojonym przekazem społecznych ról (najpierw kobieta – matka, a później kariera)? Nikt lepiej od nas nie potrafi wprowadzać w życie work-life balance, walcząc o tę właśnie mityczną równowagę każdego dnia. A może raczej winny jest temu brak kobiecych liderów i wskazywania wzorców? Kobieca siła jest w nas, pokazujmy przykłady kobiet liderów, wykorzystujmy swoje stanowiska, by dać szansę innym kobietom, włączajmy je do procesów decyzyjnych, stawiajmy na kobiety w panelach dyskusyjnych i wskazujmy je jako prelegentów. Drogie Panie, musicie przeczytać ten artykuł. Mocno wierzę, że nadchodzi nasz czas.
Zakładam z optymizmem, że to będzie dobry rok dla branży o ile tylko uda nam się wypracować w sobie poczucie koherencji i wytrwale umacniać współpracę, której wciąż będziemy się uczyć, jeśli staniemy się organizatorami i gospodarzami wydarzeń otwartych i wreszcie jeśli uda nam się choć w niewielkim stopniu zniwelować dysproporcję garniturów w stosunku do damskich żakietów. Tyle warunków, aby ten rok był wielkim MMXX i dobrym początkiem nowej dekady.
Tę noworoczną listę życzeń spina jedna klamra. Jest nią życzenie skutecznego wdrażania w życie koncepcji zrównoważonego rozwoju. Jako pojęcie przepastne i wielopłaszczyznowe, mieści w sobie zarówno troskę o środowisko lokalne i globalne, ale też o człowieka (mężczyznę czy kobietę), agreguje idee work-life balance aż po potrzebną dziś inkluzywność (ang. inclusivity) przeciwstawną wykluczeniu.
Który inny sektor gospodarki jeśli nie przemysł spotkań bardziej umiejętnie potrafi implementować te już nie życzeniowe, ale realnie obecne trendy? W tym nowo rozpoczętym dziesięcioleciu możemy jeszcze wiele zmienić.
Autor: Paula Fanderowska, prezes Stowarzyszenia Konferencje & Kongresy w Polsce, zastępca dyrektora Krakowskiego Biura Festiwalowego ds. Centrum Kongresowego ICE Kraków